„Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.” (J 13,35)
Te słowa Jezusa wracają do mnie szczególnie wtedy, gdy w codzienności mojego powołania uczę się, że prawdziwe budowanie nie dokonuje się w samotności ani w oparciu o własne siły. Jako Salwatorianin jestem zaproszony do tego, by nieustannie uczyć się życia we wspólnocie, wśród braci, z którymi dzielę misję i codzienność.
Czasami wydaje się, że najłatwiej byłoby zrobić coś samemu — szybciej, po swojemu, z własnym planem. A jednak to właśnie we wspólnocie uczę się, że miłość braterska jest nie tylko ideałem, ale drogą, która kształtuje moje serce. Każdy brat staje się lustrem, w którym widzę swoją cierpliwość, pokorę i zdolność do daru z siebie.
Szczególnie mocno doświadczam tego w czasie ważnych wydarzeń, takich jak odpust w Trzebnicy. To dni pełne pracy, zadań i napięcia — często od rana do wieczora w biegu. Ale to właśnie wtedy, pośród zmęczenia i wspólnego wysiłku, odkrywam, że Jezus naprawdę jest pośród nas. Wtedy widzę, że wspólnota nie jest przeszkodą, ale miejscem obecności Boga.
I chociaż po ludzku trudno dziękować za zmęczenie, stres czy nieporozumienia, to jednak Duch Święty uczy mnie wdzięczności. Bo to właśnie w tych sytuacjach rodzi się prawdziwa radość z daru siebie. Uczę się dziękować za braci, z którymi mogę współpracować, modlić się i dzielić tym samym pragnieniem zbawienia wszystkich.
Miłość braterska, o której mówi Jezus, nie jest uczuciem ani ideałem z kazania. To codzienny trud wspólnego życia, w którym On sam objawia się w prostych gestach służby, współpracy i przebaczenia. I to właśnie po tym — po tej miłości — świat może rozpoznać, że jesteśmy Jego uczniami.


