WSD logo

Pomoc Ukrainie

Wojna na Ukrainie trwa już cały miesiąc. Nieustannie bombardowani jesteśmy świadectwami kolejnych zbrodni wojennych, które chwytają za serca i sprawiają, że człowiek w swojej bezradności chciałby usiąść i popłakać w kącie, mając nieustannie przed oczyma zdjęcia pomordowanych, maleńkich i bezbronnych, ukraińskich dzieci.

W naszym seminarium temat wojny również jest obecny – rozmawia się o nim, przeżywa. Zwłaszcza, że kształci się u nas kleryk Filip, pochodzący z Ukrainy. Z początku, w ten pamiętny tłusty czwartek, wszyscy byli w szoku: Jak to wojna? W XXI wieku? Jednak po kilku dniach oszołomienia i przeżywania wzięliśmy się w garść, przecież taki stan apatii i beznadziejnej rozpaczy nie może bez reszty pokonać człowieka. W końcu jesteśmy zakonnikami – coś trzeba nam koniecznie zrobić – rozmawialiśmy między sobą. Chrystus cierpiący w drugim człowieku wzywał nas do pomocy. Nie wiedzieliśmy z początku jakiej, ale wiedzieliśmy, że na to wezwanie odpowiedzieć musimy. Owocem tego czasu jest kilka akcji, w które zaangażowaliśmy się jako wspólnota seminaryjna. O nich chcę w niniejszym artykule pokrótce opowiedzieć.

Przede wszystkim modlitwa – już w tłusty czwartek na samą wieść o wojnie powstała oddolna akcja wspólnego różańca po obiedzie w intencji pokoju. Chwyciliśmy się pierwszej deski ratunku jaka nam przyszła do głowy – Najświętszej Marii Panny i to jej wstawiennictwu oddaliśmy wykrwawiającą się na naszych oczach Ukrainę. Modlitwa o pokój pojawiała się nieustannie – w intencjach mszy świętych, różańcach, w modlitwie Anioł Pański czy innych. W tym też klimacie modlitewnego zawierzenia nasz ojciec duchowny – ksiądz Łukasz Darowski SDS wyszedł z inicjatywą Tarczy Modlitewnej. Tarcza modlitewna jest to narzędzie, które polega na modlitwie za daną, konkretną osobę z Ukrainy przez czterdzieści dni. Strona ukraińska (między innymi znajomi naszego kleryka z Ukrainy, czy nasi współbracia tam posługujący) przesyła nam nieustannie listę osób, które chcą być objęte modlitwą, a strona polska zgłasza osoby, które chcą się tej modlitwy za daną osobę podjąć. Oczywiście wszystko dobrowolnie, można sobie wybrać rodzaj modlitwy – od różańca po jedno Ojcze nasz dziennie za danego człowieka, który cierpi, który tej modlitwy, może bardziej niż kiedykolwiek, potrzebuje. Cieszy nas ogromny rozgłos tej akcji – przeszedł on nasze najśmielsze oczekiwania – 247 osób jest nieustannie dzień w dzień objętych modlitwą. To cieszy, ale i motywuje. Przecież na Ukrainie jest dużo więcej ludzi, którzy potrzebują naszego duchowego wsparcia. Lista jest jeszcze otwarta, wciąż można się zapisać. Więcej informacji znajduje się na stronie:

Nasza Tarcza Modlitewna przyniosła też wymierne owoce. Znajoma naszego kleryka z Ukrainy – Oksana, która zgłosiła się jako potrzebująca modlitwy wysłała takie oto świadectwo:

Razem z moją córeczką, Anią pochodzimy z Buczyńskiego rejonu, Kijowskiej oblast (oblast – jednostka administracyjna w Ukrainie odpowiadająca naszemu województwu – przyp. red.). Poprzez dziesięć dni przebywałyśmy w schronie w bloku mieszkalnym pozbawieni prądu i wody. Razem z nami znajdowały się jeszcze dwie rodziny. Gdy zostałyśmy poinformowane o tym, że jest możliwość wyrwania się z tego miejsca i ucieczki, by uratować nasze życie, od razu podjęłyśmy się tego wyzwania. Jechałyśmy w jednym z sześćdziesięciu samochodów w kierunku Ukrainy Zachodniej poprzez las. Specjalnie wybrano drogę mniej uczęszczaną, ponieważ strasznie bano się ataku. Jednak udało się nam szczęśliwie i bezpiecznie dojechać do miasta Swalawa, które znajduje się na Zakarpaciu. Bóg Wam zapłać za modlitwę!

Takie świadectwa potrafią pokazywać wymierny owoc modlitwy. Ale na modlitwie nie wolno poprzestawać – chcieliśmy pomóc też w jakiś sposób bardziej wymierny, poprzez czyny. I taka okazja się pojawiła w pierwszą niedzielę po wybuchu wojny – zostaliśmy jako klerycy poproszeni o pomoc przez siostry Pasterki na dworcu PKP we Wrocławiu, gdzie zorganizowany został punkt pomocowy dla uchodźców. I tak regularnie przez trzy tygodnie część naszych kleryków i nowicjuszy pojawiała się na dworcu, aby pomagać. Zostaliśmy tam zaangażowani na przeróżnych polach: segregowaliśmy ubrania dla uchodźców, przenosiliśmy dary żywnościowe, część kleryków znająca ukraiński i rosyjski posługiwała jako tłumacze, odbieraliśmy ludzi z pociągów, służyliśmy jako informacja, jako kelnerzy, czy sprzątacze i robiliśmy wiele innych, przeróżnych rzeczy. Jeden z naszych kleryków jednego dnia awansował nawet na naczelnego śmieciarza w punkcie pomocowym. Jednak najważniejsza była tam obecność – obecność wśród tych ludzi, rozmowy, zabawy z dzieciakami, czasem przytulenie, czasem uśmiech potrafił dokonać cudu – bo cuda działy się na tym dworcu i nadal się tam dzieją – armia wolontariuszy, którzy nieustannie poświęcają swój wolny czas, aby pomóc bliźniemu. Tłumy chcących oddać ubrania, pluszaki, jedzenie. Do teraz pamiętam, że w przeciągu piętnastu raptem minut udało się znaleźć dobrą duszę, która zawiozła jedną rodzinę do Pragi, gdyż nie miała się jak tam dostać. I te początkowe wątpliwości, rozpacz, zamieniły się w piękną postawę służby. Tyle wzruszających i pięknych momentów, chyba nikt z nas nie przeżył w całym swoim życiu – a na nurtujące pytanie: „Gdzie w tym wszystkim jest Bóg” wystarczyło spojrzeć na śmiejące się oczy ukraińskiego dziecka, które cieszy się z nowo otrzymanej przez dobrych ludzi zabawki, by uzyskać odpowiedź, że Bóg jest pośród nas, nieustannie, w tych ludziach i działa swą przepotężną mocą.

Trzecią i ostatnią formą pomocy jest pomoc tu, na miejscu. Sąsiadujący z nami dom rekolekcyjny „ToTu” przyjął ostatnio kilkanaście osób z Ukrainy. Mieszkają, można powiedzieć, wśród nas. Pomagamy im także – jest to najprostsza, ale często najpiękniejsza forma pomocy – jesteśmy z tymi ludźmi. Część kleryków z Białorusi i Ukrainy posługuje jako tłumacze w ważniejszych kwestiach, a ci nieznający rosyjskiego pomagają w inny sposób – biorą dzieciaki na spacer, zagrają w planszówki. Również nasze kochane siostry i panie w kuchni dbają o naszych gości zza wschodniej granicy i w każdy weekend dostają pyszny, bagieński obiad. Na co dzień, w tygodniu jedzą jednak w świetlicy wiejskiej. Najbardziej jednak cieszy to, że już pomału wdrażają się w nasze Bagno, że chodzą do szkoły, że uśmiechają się do nas, budują relację, znajdują prace. Cieszy ich obecność w prowadzonej przez naszych kleryków grupie dla dzieci „Ad Astra”, że przychodzą, że bawią się, że są szczęśliwe. Janusz Korczak, wybitny pedagog, miał kiedyś powiedzieć, że gdy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat. Zrozumiałem to pewnego wieczoru, kiedy siedziałem naprzeciwko Ewelinki i Sofii – dwójki dziewczynek, które uciekły z ogarniętej wojną Ukrainy. Graliśmy w planszówki z ich kuzynką i klerykiem Piotrkiem. Ich uśmiech i to, że potrafią się śmiać po wszystkich przeżyciach – jest najpiękniejszą nagrodą i pociechą. Oczywiście, daliśmy dziewczynkom wygrać.

Warto zobaczyć